Znacie Pinky Stinky? Nie?
To tacy szaleni goście (hm, w zasadzie głównie gościówy… w tym większość futrzastych i czterołapnych… no ale dobra! do rzeczy!). Mamy od nich coś, co nazywa się StinkoSofa… i nie tylko my (ale nasze służy Śledziom już kilka miesięcy).
Dzisiaj kilka słów na temat tego, co Śledzie (i nie tylko Śledzie! tak, będziemy mieć tu opinie niezależne!) myślą na temat tego legowiska. A opinia jest… jednogłośna.
Do rzeczy!
Pinky Stinky to firma stworzona przez psiarzy dla psiarzy. W ich ofercie znajdziecie snoody, kocyki, StinkoBedy i StinkoSofy właśnie. Używają wytrzymałych (i ślicznych!) materiałów, zwracają uwagę na detale i są elastyczny! Czego chcieć więcej?
Sami o sobie piszą:
Szyjemy dla piesków. Uważamy, że każdy z nich zasługuje na to, co najlepsze. Twój też!Pewnego dnia w naszej psiej szafie zrobiło się tak ciasno, że kupiliśmy jeszcze wiklinową skrzynię. Jednak nawet to nie wystarczyło. Dlatego nadszedł czas, żeby podzielić się z Wami tym, co tworzymy od dawna dla naszych piesków i co u nas w domu po prostu się sprawdza.Szyjemy z najlepszych dostępnych na rynku atestowanych materiałów. Szyjemy tak, żeby nasze produkty były praktyczne, śliczne i żeby pieski miały na nich słodkie sny.

Tkanina z nadrukiem – jak widzicie splot jest serio gruby. Legowisko w trakcie używania – brudne więc 😉

Odwrotna strona legowiska – i ona może być ładna! Gumowana, gruba grafitowa tkanina z lamóweczką z materiału wierzchniego. Szwy zaspokajają moje chore ambicje pod względem równości i trwałości <3
Blusiak na początku był zdziwiony bo takie wielkie pudło to pewnie smaczki w hurcie przyszły, ale okazało się że to StinkoSofa.Najpierw było tak zdj nr 1 później już tylko tak zdj nr 2 i 3.Okazuje się że to Blusiakowa miłość życia. Jak na niej usiądę to leci z końca domu żeby mu nikt miejsca nie zajmował.

O StinkoSofie usłyszałam pierwszy raz od Śledzitrochę zachęcona wyglądem i pozytywną reakcją na nią, a trochę jakby z innych powodów (nie, żeby w trakcie rozmowy ze Śledziową doszło do jakichkolwiek gróźb karalnych… ale było blisko
) postanowiłam kupić ten wspaniały wynalazek. Chęci moje spotęgował fakt, że wszystkie Śledzie po kolei chciały StinkoSofy używać, a Karmel jako królewski, nieco rozpuszczony pieseł w nosie miał swoje poprzednie legowiska i koniec końców najczęściej korzystał z nich kot.
Nie ukrywam, że jak na prawdziwego Polaka przystało, skusiła mnie w końcu promocja na Black Friday (bo jednak kocyk gratis!) i to, że ze strony dowiedziałam się, iż wrócił wzorek w owce (chociaż nawet nie wiedziałam, że go przez pewien czas nie było, no ale skoro wrócił, to musiało go nie być, a skoro nie było, to musiał być na niego duży popyt, jak był popyt, to pewnie był wyjątkowy, a Karmelkowi należą się wyjątkowe rzeczy, więc wiadomo).
Tak zatem po przejściu całego tego cyklu myślowego kliknęłam w kilka guziczków, wcześniej konsultując rozmiar StinkoSofy z Anią – przyjęłam, że co dobre dla Śledzi, to dla Karmela powinno być rozmiar mniejsze – i zamówiłam StinkoSofę w rozmiarze M, ze wzorkiem w owce (i gratisowym kocykiem, oczywiście :P).
Kiedy StinkoSofa przyjechała w nasze progi, z małym przystankiem w mojej pracy (ku niesamowitej uciesze kolegów z pokoju, których za każdym razem niezmiernie zachwycają – bądź bawią – moje zakupy – zwykle są to rzeczy w stylu 15kg siana, 50 puszek kociej karmy, żwirek, wiórki, drapak, mata węchowa…), chciałam ją jak najszybciej rozpakować. Postawiłam karton na środku pokoju i Karmel z zainteresowaniem przyglądał się, co z niego wyciągnę. Kiedy położyłam StinkoSofę na środku pokoju, najpierw ostrożnie ją obwąchał, następnie delikatnie postawił jedną, później drugą łapkę, aż w końcu usadowił się całkowicie ze swoim książęcym zadkiem. Uznałam, że oględziny wypadły pozytywnie i postanowiłam posprzątać, a następnie rozłożyć w Karmelowym kąciku StinkoSofę. Tu wystąpił problem numer jeden – Karmelowi ani się śniło ściągać tyłek ze swojej nowej sofy! Po niemal siłowym usunięciu z niej rudzielca, wsadziłam StinkoSofę z powrotem do kartonu. Karmel, który nie bardzo rozumiał całą sytuację, obwąchał karton, chwilę pod nim popiszczał, a następnie postanowił spróbować wskoczyć do środka (co przy jego krótkołapności wyglądało dość komicznie, ale chyba sam szybko wpadł na to, że wygląda zabawnie i przestał :P). To było pierwsze pozytywne wrażenie z unboxinguNastępnie, kiedy już posprzątałam i ponownie wyjęłam legowisko, Karmel od razu ulokował się na nim i postanowił z niego nie schodzić. Nawet wizja spacerku nie była dla niego aż taka kusząca. Kolejnym zaskoczeniem było to, że kotka nie próbowała zajmować legowiska Karmela, co wcześniej zdarzało się notorycznie. Okazało się, że po prostu nie ma jak – kiedy próbowała podejść i tylko obwąchać puste legowisko, Karmel natychmiast przybiegał i wskakiwał na swoją StinkoSofę, pokazując tym samym, że kot nie ma za wiele do powiedzenia w tej kwestii
. Jeśli chodzi zatem o stronę psią, to Karmel w StinkoSofie znalazł najwyraźniej wszystko to, czego brakowało mu w poprzednich legowiskach, bo w końcu faktycznie często sypia na swoim miejscu, zamiast krążyć po różnych kątach w domu. Ze strony ludzkiej natomiast stwierdzam, że wcale mu się nie dziwię. StinkoSofa po wyjęciu okazała się być bardzo mięciutka, zapadająca się jak pufa, ale nie aż do podłogi – tylko tak, żeby przyjąć kształt leżącego na niej psiaka; wymaga jedynie od czasu do czasu jej „uklepania” – tak, jak ludzkie poduszki
. Poza tym jest solidnie i bardzo dokładnie wykonana – nie ma żadnych wystających nitek, prujących się szwów, a przez cały nasz czas jej użytkowania nie powstały żadne uszkodzenia materiału, co często zdarzało się już po krótkim czasie przy legowiskach gorszej jakości. Materiał poszewki jest wygodny do ściągania i prania. Wzorek w owieczki – cudowny
, dzięki czemu StinkoSofa stanowi też ładny akcent w mieszkaniu. Jak dla nas – strzał w dziesiątkę!
Zatem podsumowując – przy wybrednych (i mniej wybrednych też) psiakach – razem z Karmelkiem bardzo polecamy StinkoSofę!

